To samo NVC, które nie przejmuje się znaczeniem słów, każe je ignorować, wybebeszać, by dotrzeć do właściwego przekazu: uczuć i potrzeb rozmówcy, ta sama metoda waży każde słowo, mierzy mu temperaturę, jedne adoptuje, inne odrzuca. Niespójne? Irytujące? Pozornie dwa razy tak. Gdy jednak już oceniłam, że to „immanentna sprzeczność”, a...
NVC. Słowa, słowa, słowa, słowa.
Echo z dna serca, nieuchwytne, woła mi: "Schwyć mnie, nim przepadnę, nim zblednę, stanę się błękitne, srebrzyste, przezroczyste, żadne!" Łowię je spiesznie jak motyla, nie, abym świat dziwnością zdumiał, lecz by się kształtem stała chwila i abyś, bracie, mnie zrozumiał. I niech wiersz, co ze strun się toczy, będzie, przybrawszy rytm i...
Porozumienie. Albo i nie.
Czy do końca świata będziemy żyć na wieży Babel? NVC daje metodę na komunikowanie się bez przemocy. Bez utraty energii, za to celowo i konstruktywnie. Tego można się nauczyć.